Archiwum dla metal

I’m Alive

Posted in Cirith Ungol with tags , , , , , on 27 lutego, 2012 by delff

CIRITH UNGOL – FROST AND FIRE [1980]

1. Frost and Fire
2. I’m Alive
3. A Little Fire
4. What Does It Take
5. Edge of a Knife
6. Better Off Dead
7. Maybe That’s Why

>>Wolę masakrę, chcę usłyszeć ten huk!<< słowa Ciechowskiego, które dziś mi towarzyszą dobrze wpisują mi się w to, co otaczało płytowy debiut Cirith Ungol. Mamy początek lat 80, wśród fanów cięższych brzmień dominuje fascynacja nową fala brytyjskiego metalu. Tymczasem ,,Frost and Fire” osadzone jest bardziej w latach 70, przypomina pierwsze działania Black Sabbath. Jak na czas pojawienia się na rynku brzmi ,,przestarzale”. Shot between the eyes? W żadnym wypadku. Z całą swoją ,,fantastyczną” oprawą wydawnictwo robi duże wrażenie, a dla mnie osobiście jest pozycją do której zawsze z wielką przyjemnością wracam.

Powiew muzyki poważnej w metalu możemy usłyszeć chociażby w takim klasyku jak ,,Metal Heart” Accept’u. Motywy z Tchaikovskiego i Beethoven’a świetnie wpasowują się w całość. Jednak kiedy zaaranżowana w ciężkim brzmieniu ,,Toccata in Dm” Bacha znajduje się w środku płyty przepełnionej głównie ,,doomowymi” dźwiękami (płyta ,,King of the Dead”) przy moim bezkresnym zamiłowaniu do rzeczy dziwnych musi wzbudzić zainteresowanie. Tak właśnie trafiłam na Cirith Ungol.

Amerykańska grupa z Ventury, działała w latach 1972–1992. Inspiracją dla nazwy ,,Przełęcz Pająka” jest, jak pewnie część z was zauważyła, trylogia Tolkiena. Władca Pierścieni zresztą posłużył wielu innym kapelom, takim jak chociażby Gorgoroth. Podobnie okładka ,,Frost and Fire”, która została zapożyczona z książki  Michaela Moorcocksa (ilustracja autorstwa M. Whela) ,,Stormbringer” będącej natchnieniem dla Deep Purple, Blue Öyster Cult czy Hawkwind. Cały mistycyzm i patos sprawia że Cirith Ungol jest dość groteskowe. Jest też jednym z tych zespołów które można na prawdę lubić , albo zupełnie nie trawić. Głównym powodem jest oczywiście charakterystyczny wokal Tima Bakera.

Na stronie Metal Archives znalazłam komentarz Roberta Garvena – perkusisty i współzałożyciela CU,  odnośnie kulisów powstawania ,,Frost and Fire” :
..A previous reviewer mentioned that „Frost & Fire” sounded thrown together. The real truth is that we had been in the band for 9 years already and „Frost & Fire” was our attempt to get „commercial” airplay and find success with what we considered some of our more accessable music and yes radio friendly music! When the local LA station KLOS played it once and considered it too heavy, we decided to go for broke with our second album and pulled out all the stops. I disagree with some of the reviewers and think Tim’s singing is not only excellent here and that „Frost & Fire” has some of his best vocals…

Zastanawiałam się, czy lepszą wizytówką nie byłoby opisanie ,,King of the Death”, która wśród wielu opinii, które miałam okazję przeczytać uchodzi za najlepszą pozycje w czteropłytowej dyskografii zespołu, ale uważam, że to właśnie debiut ,,najłatwiej” i z największym zaangażowaniem można przesłuchać od początku do końca. Mimo określonego charakteru nie jest to monotonna płyta. Nie można zaprzeczyć , że I’m Alive obfitujący w wokalne popisy czy otwierające płytę Frost and Fire są  mocnymi pozycjami wśród całej twórczości i dobrze oddają to co, oczywiście w lekko modyfikowanej formie, będziemy mogli znaleźć w dalszych działaniach Cirith Ungol.

Every empire will fall

Posted in Primordial with tags , , , on 11 stycznia, 2012 by kubeusz

 PRIMORDIAL – TO THE NAMELESS DEAD [2007]

1. Empire Falls
2. Gallows Hymn
3. As Rome Burns
4. Failures Burden
5. Heathen Tribes
6. The Rising Tide
7. Traitors Gate
8. No Nation on This Earth

Dużo czasu minęło odkąd posłuchałem ostatni raz tego albumu, gust muzyczny też się zmienił w znacznym stopniu od tamtych dni. Jednak powracając (po latach nawet, paru bo paru ale latach) do tego albumu mogę śmiało stwierdzić – ten album nie zestarzał się ani nie stracił nic w moim prywatnym rankingu. Jest zajebisty tak samo jak wtedy gdy włączyłem go pierwszy raz a może i lepszy.

Ale do rzeczy, Primordial to band pochodzący z Irlandii, szukając tu i ówdzie możemy natknąć się na tagi takie jak black (to chyba początkowy okres) celtic, folk metal, (to dla tych którzy uparcie szufladkują muzykę). Dla mnie to kawał zajebistego, patetycznego i porywającego metalu. Ale nie patetycznego jak Manowar pełen smoków, rycerzy i wojowników stali, nieee, to patos w pokroju Braveheart, pełen dumy, ochoty do walki i w pieprzonych stu procentach poważny. Słuchając tego albumu nierzadko czuję się jak na wojnie, ośmiominutowy Empire Falls sprawia że mam ochotę łapać widły, kose postawioną na sztorc czy pochodnie i grabić, gwałcić i mordować, o tak, to dobry numer na bunt 😉 A im dalej w las tym lepiej, przepiękny, pełen smutku i żalu za straconymi towarzyszami broni Gallows Hymn czy As Rome Burns, podczas którego mam przed oczami bitwę, bitwę która kończy się spaleniem Rzymu a w międzyczasie można doznać smagania biczem po niewolnikach. Wspomnę jeszcze tylko o Traitors Gate – potężnej armii – na czele której stoimy – napierającej na wroga. Istna wojna, krew i pożoga.

To The Nameless Dead to zajebisty soundtrack do potężnych starć, które niekoniecznie muszą się zakończyć naszym zwycięstwem, ale umieramy za ojczyznę, za ziemie naszych przodków, ze śpiewem albo okrzykiem na ustach, z krwią przeciwników na naszym ciele. Kurwa, mogę śmiało stwierdzić że to jeden z najlepszych metalowych albumów jakie słyszałem. Jeśli jeszcze tego nie słuchałeś to nadrabiaj, bo naprawdę kurewsko warto.