Archiwum dla 1999

Say you love satan!

Posted in Babylon Whores with tags , , on 7 marca, 2012 by pandemon777

BABYLON WHORES – KING FEAR (1999)

1. Errata Stigmata

2. Radio Werewolf

3. Hand Of Glory

4. Veritas

5. Skeleton Farm

6. To Behold The Suns Below

7. Exit Eden

8. Sol Niger

9. Fey

10. King Fear: Song For The Damned

Kiedy mowa o Finlandii i jej kulturze, nie sposób pominąć muzyki metalowej, która w tym kraju, podobnie zresztą, jak i w Norwegii, jest jednym z głównych towarów eksportowych (przynajmniej w sferze rozrywki). Zapoznając się z tamtejszą sceną gitarową, na pierwszym planie pojawiają się takie zespoły jak Children Of Bodom, Apocalyptica czy Nightwish, które, bądź co bądź, osiągnęły spory sukces komercyjny, a także Lordi, który przecież był zwycięzcą eurowizji. Robiąc krok dalej wgłąb tej sceny napotkamy po drodze rubasznych muzyków z Korpiklaani, jak i legendę doom metalu, Reverend Bizarre oraz jedną z ikon grindcore, Impaled Nazarene. Dopiero gdzieś na samym szarym końcu napotkamy na swej drodze zapomnianą perłę, deathrockową formację Babylon Whores.

Historia powstania jest całkiem prosta i nieskomplikowana, taka jak w przypadku całej rzeszy innych zespołów – kilku ludzi się spotkało i postanowiło założyć zespół. Jednak w tym przypadku narodziło się coś wyjątkowego moim zdaniem, muzyka choć pozornie prosta, czerpiąca z klasycznych rockowych wzorców, ale posiadająca unikatową aurę. Babylon Whores można w jakimś stopniu przyrównać do muzyki wielbionego przeze mnie Danzig, z tym, że panowie nie wzięli sobie Elvisa Presley’a jako inspirację. To masywny rock’n’roll, potężny, brudny w brzmieniu i niebywale przebojowy przy tym. Aczkolwiek porównanie do demonicznej inkarnacji The Doors nie odnosi się tylko do sfery muzycznej, bowiem oba zespoły w warstwie tekstowej zgłębiały tematykę okultyzmu, mistycyzmu oraz satanizmu, co dodawało całości dodatkowego pazura i nutki tajemniczości. I chociaż trzeba przyznać, że wokalista Babylon Whores, Ike Vil posiada niebywałą wiedzę jeśli o tego typu sprawy chodzi (sądząc po wywiadach), to podchodzi do nich z pewnym dystansem, doprawiając swoje teksty ironią i sarkazmem. Szczerze powiedziawszy, osobiście nie jestem w stanie dokładnie zinterpretować ich znaczenia i treści (może o to właśnie chodzi?), a same tłumaczenie Ikiego wydaje się być równie zawiłe i niejednoznaczne jak jego liryki. Wygląda na to, że czas najwyższy sięgnąć po większą ilość książek związanych z tą tematyką. Wracając do muzyki, to wbrew wspomnianej „szatańskiej” otoczce, nie jest taka mroczna jak można by się spodziewać, momentami wręcz wydaję się być całkiem „jasna” i wyluzowana. Osobiście najlepiej mi się słucha tej płyty latem przy zachodzącym słońcu.

Niestety widocznie takie klimaty nie sprzedają się dobrze w Finlandii (i chyba nigdzie indziej też), bo Kurwom Babilonu nie udało się szturmem wbić na szczyty list sprzedaży i zasiąść pomiędzy przedstawicielami melodyjnego metalu, w których cieniu (jeśli nawet nie z dala od tego cienia) pozostało im spoczywać. Dziwi mnie to, bo jak dla mnie to album, którego słucha się z niebywałą przyjemnością, począwszy od Errata Stigmata, przy którym noga sama tupie niekontrolowanie, a skończywszy na wzniosłym utworze tytułowym. Dla fanów dobrego hard rocka, posiadającego ku temu unikatowy klimat – pozycja obowiązkowa.

Bye, bye asshole

Posted in Fall Of Because with tags , , , on 12 lutego, 2012 by pandemon777

FALL OF BECAUSE – LIFE IS EASY (1999)

 

1. Devastator

2. Life Is Easy

3. Middle Amerika

4. Grind

5. Ecstasy Of Hate

6. Malewhoreslag

7. Lifesucker-Shitfucker

8. Merciless

9. Survive

10. Fight Show

11. X-Mas Special

Osoby, którym Killing Joke nie jest obcy, od razu skojarzą tytuł Fall Of Because, utwór pochodzący z ich drugiej płyty What’s THIS For…!. Z tego też utworu zaczerpnięto nazwę dla zespołu, który parę lat później przemianował się na Godflesh. Fall Of Because to twór, który został założony około 1983 roku, w składzie Ben G.C. Green na basie oraz Paul Neville operujący gitarą i wokalem. Z czasem też dołączył do nich Justin Broadrick, który tutaj zasiada za perkusją (podobnie jak w Head Of David). Ten sam skład jest również odpowiedzialny za dokonanie sporej rewolucji w świecie ciężkich brzmień, jednak działając pod tą nazwą dopiero krystalizowali swój styl. Panowie próbowali wydać nagrane numery w ’86 roku, niefortunnie brak wydawcy pokrzyżował im plany i materiał ujrzał światło dzienne dopiero w ’99 roku (dwa lata wcześniej Cleopatra Records chciała wydać go pod nazwą Fall of Because-Life is Easy 1986 [Godflesh-The Early Years], jednak Earache zabronił użycia nazwy Godflesh w tytule).

Tak czy inaczej, nie da się zaprzeczyć, że w swoim czasie Fall Of Because był czymś nowatorskim, i razem z Head Of David stworzyli grunty pod industrialny metal. Na samym Life Is Easy pojawiły się zresztą pierwotne wersje kilku utworów, które zostały później zamieszczone na Streetcleaner, czyli Devastator i Life Is Easy. Pomimo wielu wspólnych elementów z debiutanckim krążkiem Godflesh, muzyka Fall Of Because miała jednak odmienny charakter. Była po prostu bardziej organiczna, i, co nie jest oczywiście żadną ujmą w tym przypadku, mniej zdyscyplinowana, za to bardziej niechlujna i obskurna. Streetcleaner charakteryzował się m.in. tym, że w całości był zwartym, zmechanizowanym, mozolnym walcem, na Life Is Easy z kolei jednak znajdziemy sporo nieokrzesanej, momentami wręcz zwierzęcej dziczyzny, która przywodzi na myśl oczywiście wczesne dokonania Swans czy Discharge. Po prostu więcej tu muzyki hardcore i punkowego nastawienia, a powolne i psychodeliczne numery (Life Is Easy, Survive) kontrastują z ocierającymi się o grindową estetykę (Lifesucker-Shitfucker czy Middle Amerika). Album jest totalnie obdarty z czegokolwiek co może się kojarzyć ze słowem „piękno”, nie ma tu ani jednego melodyjnego fragmentu, tylko sam bezlitosny gwałt za pomocą dźwięków. Ostatnie dwa utwory to z kolei nagrania z koncertów Fall Of Because, dodatkowo z Nikiem Bullenem i Mickiem Harrisem w składzie, a pierwszy z nich został zatytułowany jako Fight Show z powodu bójki, która wybuchła wśród publiki podczas tego koncertu (swoją drogą czemu mnie to dziwi?).

I chociaż nie postawiłbym tego, bądź co bądź, bardzo dobrego wydawnictwa wśród ulubionych płyt, to jednak mimo wszystko jestem pełen podziwu, że ci ludzie będący wówczas młodziakami potrafili stworzyć coś tak nietuzinkowego, coś emanującego niekontrolowaną furią. Heavy metalowcy w tym czasie woleli ubierać obcisłe lateksowe spodnie, pięknie śpiewać falsetem i wdrażać do swojej muzyki jak najwięcej popisowych akrobacji instrumentalnych. Fall Of Because wolał obedrzeć ten świat z wszelkiego blichtru, sprowadzić go do pierwotnej, zminimalizowanej formy i przywołać jego radykalny charakter. I to mi zdecydowanie bardziej odpowiada.

%d blogerów lubi to: