Archive for the Exciter Category

I’m a heavy metal maniac

Posted in Exciter with tags , , on 15 lutego, 2012 by kubeusz

EXCITER – HEAVY METAL MANIAC [1993]

1. The Holocaust
2. Stand Up and Fight
3. Heavy Metal Maniac
4. Iron Dogs
5. Mistress of Evil
6. Under Attack
7. Rising of the Dead
8. Black Witch
9. Cry of the Banshee

Exciter, nazwa ta powinna być znana każdemu maniakowi metalowego grania. Powinna, ale chyba jednak nie jest. Ekipa Johna Ricciego to już mocno wyblakła gwiazda. Wpływ na taki stan rzeczy na pewno miały roszady personalne mające wpływ na poziom materiału, jak i sam fakt, że tego typu granie zeszło na dalszy plan i przestało być w pewnym momencie popularne.

Ta Kanadyjska formacja, zadebiutowała w 1983 roku, albumem, o wszystko mówiącym tytule – Heavy Metal Maniac. I taka jest ta płyta, dla heavy metalowych maniaków, dla których najlepsze lata ciężkiego grania plasują się w latach 70′ i 80′ ubiegłego stulecia. Lubujących się w dopieszczonych produkcjach, pełnych triggerów i post-produkcyjnego badziewia ta płyta odrzuci już na samym początku. Jeśli Ty, który czytasz teraz te słowa stwierdzasz, że lubisz klasyczne łojenie po dupsku bez znieczulenia, lubisz krew pot i łzy, możesz śmiało czytać dalej a być może pokochasz stare (a później może i nowsze) dokonania Exciter.

The Holocaust nijak nie przygotowuje na to, co będzie się działo przez najbliższe, niespełna 40 minut, krótkie wprowadzenie, eksplozja i zaczyna się. Ostry jak brzytwa riff piłuje nasze uszy, do którego chwilę później dołącza reszta zespołu. Zaczyna się ostra jazda bez trzymanki. Płytę wypełniają krótkie, konkretne (średnia długość 3-5 minut) killery. Przepełnione prymitywną, surową energią. Słuchając takiego Stand Up And Fight czy Heavy Metal Maniac wyobrażam sobie, jakie musiały siać zniszczenie na koncertach. Ten album posiada taki ładunek energii, że pewnie niejeden klub został rozjebany w drzazgi podczas koncertowego szaleństwa. Odnośnie koncertów, ta muzyka została chyba specjalnie dla nich stworzona, proste, „nośne” refreny, które idealnie nadają się do wyśpiewania, przepraszam, wydarcia się przez publikę. Nawet, jeśli zespół zwalnia nieco (Iron Dogs, czy ballada (w 100% heavy metalowa, a nie jakieś smuty dla pizd) Black Witch), to tylko po to, aby kilka chwil później kopać po rzyci ze zdwojoną siłą. Toteż opisywanie każdego kawałka po kolei mija się z celem (inna sprawa że takie pisanie jest nudne). Co ja mogę jeszcze napisać, każdy kto lubi metal z tamtych czasów doskonale wie o czym piszę, a Ci, dla których metalowe granie to wszelakiej maści wypieszczone cory i inne takie i tak nie zrozumieją. Ostatnie słowo należy się dla perkusisty pełniącego rolę gardłowego. Do dziś nie mogę pojąć faktu, jak ten człowiek mógł niszczyć obiekty na bębnach, jednocześnie tak śpiewając, szacunek i moje ukłony. Poniżej, tytułowy wałek, chociaż w to miejsce można wstawić jakikolwiek inny numer z debiutu, to tyle, a ja wracam do słuchania Heavy Metal Maniac i za chwilę puszczam Violence & Force \m/