MEATHEAD – BORED STIFF (1994)
1. Drone
2. A Thousand Pipes
3. Inflatable
4. Outta’ My Face
5. You Owe Me
6. You’re A Bore
7. Blow
8. Metallic Mantra
9. No. 1
10. Dick Smoker
11. Phone System Crashes
12. Phreaker’s Buzz
13. Flap Jack
14. Hoodoo
15. Right Here
16. Lunch / Metallic Mantra
Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że Bored Stiff brzmi jak Limp Bizkit, gdyby obdarł się z wszelkiego potencjału komercyjnego i grał na bardziej undergroundową modłę (mam nadzieję, że ten chwyt z zastosowaniem znanej nazwy jakoś zadziała i czytelniku drogi zechcesz przeczytać dalszą część recenzji. Jeśli jednak na sam widok nazwy”Limp Bizkit” czujesz odruchy wymiotne, i tak zapraszam do dalszej części).
Na ten zespół trafiłem trochę pokrętną drogą. Swego czasu, kiedy przechodziłem przez etap fascynacji projektem Scorn, postanowiłem też sprawdzać powoli i stopniowo inne rzeczy, w których jego lider, Mick Harris maczał palce. Przebijając się przez kolejne lepsze i gorsze albumy, przy nagrywaniu których brał udział, trafiłem na projekt Matera, który na koncie miał jeden, jedyny album – Same Here. Mick Harris współtworzył go z nieznanym mi wówczas człowiekiem Teho Teardo (aka M. Teho T.), więc postanowiłem też z ciekawości i jego muzyczną przeszłość zbadać, tym samym trafiając na Meathead.
Byłem lekko zaskoczony kiedy dowiedziałem się, że ten zespół ma włoskie korzenie, bo szczerze powiedziawszy w ogóle mi nie pasuje do wizerunku tamtejszej kultury. Włoska scena metalowa (czy też rockowa, jak kto woli) kojarzy się, a przynajmniej mi, z zespołami pokroju Rhapsody Of Fire i rzeszy ich naśladowców, zaś Meathead brzmi jakby został żywcem ściągnięty z ulic Ameryki. Zakładam, że to może być jeden z powodów, dla których nie udało im się wybić ani przebić przez power-metalową ścianę i wyjść ze swoją muzyką do szerszej grupy ludzi, chociaż może to też nigdy nie było celem. Meathead ze swoją muzyką stał znacznie bliżej industrialu (ściślej mówiąc gitarowej strony tego gatunku), co zresztą dziwić nie powinno zważywszy na fakt, że jego lider, Teho Teardo, kooperował ze wspomnianym Mickiem Harrisem czy Lydią Lunch. Na pierwszy rzut ucha brzmi jak jeden z wielu zespołów łączących ze sobą proste i agresywne riffy z hip-hopem i wzbogaconych odrobiną elektroniki, ale im więcej słucham tego albumu, tym silniejsze mam wrażenie, że to coś całkiem oryginalnego. Zespołowi udało się w tej prostej formule odnaleźć własny styl i sposób komponowania kawałków, przez co owe połączenie „wyluzowanych” i nieco bluesowych gitarowych motywów i riffów, opartych na rytmach czasami dynamicznych, czasami brzmiących jakby żywcem wyjętych z hip-hopowej klasyki, brzmi dojrzale i unikatowo zarazem. Do tego całkiem miłym zaskoczeniem było pojawienie się tu i ówdzie znajomo brzmiących sampli, m.in. z Nine Inch Nails czy Pantera (z których utworów te sample zostały wzięte, i w których utworach zostały tutaj wykorzystane, pozostawiam słuchaczowi już).
Anyway, Bored Stiff to naprawdę solidna pozycja, wypełniona młodzieńczym buntem, ale potraktowanym w sarkastyczny i pełen ironii sposób, z dystansem i przymrużeniem oka, przekazanym za pomocą konkretnego, industrial rockowego kopniaka. Ten skandalicznie zapomniany i zagrzebany w przeszłości album zasługuje jednak na więcej uwagi, i zdecydowanie bardziej bym wolał widzieć na listach przebojów takie numery jak You’re A Bore (przy pierwszym przesłuchaniu płyty, zatrzymałem się na nim i zapętliłem kilkanaście razy z rzędu, zanim sprawdziłem resztę – wkręca się serio) niż to co się obecnie forsuje w obrębie rockowego świata.
I Teraz kiedy już dodałem trochę własnego malkontenctwa w ramach wisienki na torcie, mogę uznać recenzję za kompletną i życzyć miłego słuchania. Dziękuję za uwagę.