BLOOD FROM THE SOUL – TO SPITE THE GLAND THAT BREEDS (1993)
1. Painted Life
2. The Image And The Helpless
3. On Fear And Prayer
4. Guinea Pig
5. Natures Hole
6. Vascular
7. To Spite
8. Suspension Of My Disbelief
9. Yet To Be Savoured
10. Blood From The Soul
Rodziny Napalm Death ciąg dalszy. Blood From The Soul podobnie jak znaczna większość około-Napalmowych projektów koncentruje się wokół industrialu, w tym przypadku, ściślej mówiąc wokół tej gitarowej strony industrialu.
Sam zespół został założony na początku lat ’90 przez basistę Napalm Death, Shane’a Embury’ego, który na trasie swojej macierzystej kapeli poznał Lou Kollera, wokalistę hardcore’owego Sick Of It All. Panowie się zakolegowali i w czasie odpoczynku pomiędzy jedną trasą koncertową a drugą, postanowili wstąpić do studia i nagrać w ramach odskoczni jakiś album. Shane Embury, któremu wyraźnie przypadły do gustu nowe technologie zastosowane w świecie ciężkich brzmień, czyli używanie automatu perkusyjnego i samplowania, postanowił je na owym albumie też zastosować. Był też odpowiedzialny za każdy aspekt albumu poza wokalem – gitary, bas, sample, programowanie rytmów, perkusja to w całości jego działka.
I tak oto w 1993 roku został wydany pierwszy i ostatni album Blood From The Soul, który dzisiaj znany jest garstce zwolenników industrial metalowych brzmień jak i fanatyków Napalm Death, którzy w jednym palcu mają wszystko co z tym zespołem związane. Sama muzyka na To Spite The Gland That Breeds przypomina mi nieco twórczość Optimum Wound Profile, głównie ze względu na wpływy hardcore, które stanowiły wspólny element obu tych zespołów. Nie jest to album zbyt zróżnicowany, w zasadzie utwory zbudowane są na podobnych patentach – mniej lub bardziej połamanej rytmice, w większości tnących gitarowych riffach i często skandowanych wokalach pana Kellera. Aczkolwiek nie sądzę aby w tego typu muzyce zróżnicowanie jakoś specjalnie się liczyło, dopóki muzyka dostarcza odpowiednich emocji przez cały czas trwania albumu. Całość jest stosunkowo dynamiczna i agresywna (no może poza stonowanym Natures Hole, gdzie pojawia się taki niemal bluesowy luz oraz wieńczącym płytę, mozolnym Blood From The Soul), czuć tu energię i wykop, co zresztą nie powinno dziwić mając na uwadze ludzi odpowiedzialnych za ten projekt.
Osobiście po każdorazowym przesłuchaniu To Spite The Gland That Breeds czuję się usatysfakcjonowany, bo to dobry i solidny album, który zawsze lubię odświeżyć przy każdej zajawce na gitarowy industrial. Nie wiem co jeszcze mógłbym dodać poza tym, że polecam serdecznie ten, bądź co bądź, mało znany projekt.