Archive for the Scorn Category

Suspended in time and space

Posted in Scorn with tags , , , , on 2 marca, 2012 by pandemon777

SCORN – EVANESCENCE (1994)

1. Silver Rain Fell

2. Light Trap

3. Falling

4. Automata

5. Days Passed

6. Dreamspace

7. Exodus

8. Night Tide

9. The End

10. Slumber

Evanescence jest kolejnym krokiem w karierze Micka Harrisa w kierunku odżegnania się od muzyki metalowej. Pierwszy takowy krok poczynił w zasadzie już przy okazji debiutu wydanego pod szyldem Scorn, na którym nie stronił od eksperymentów, jak i na kolejnej płycie Colossus, a także w przypadku założonego w tym samym czasie, pobocznego projektu Lull, który z kolei był ukłonem w stronę estetyki dark ambient (później określonej mianem izolacjonizmu). Tym samym, trzeci studyjny album Scorn jest „oczyszczony” z muzyki Repulsion, wczesnego Discharge czy Swans i innych około-punkowych wpływów, zastąpionych patentami zaczerpniętymi z elektronicznych wykonawców, takich jak Meat Beat Manifesto (którzy później dokonali remixu Silver Rain Fell) czy Aphex Twin z pierwszych płyt, jak i wpływami dubu i trip-hopu.

To album, który otwiera nowy rozdział w twórczości Micka Harrisa, od którego zaczyna się podróż w stronę coraz bardziej minimalistycznych form i struktur, jak i coraz głębszego i szerszego eksplorowania terenów wspomnianego dubu oraz kładzenia większego nacisku na kreowanie klimatu. Takiego nie do końca z tej Ziemi dodajmy. Sam tytuł płyty bardzo adekwatnie odnosi się do jej zawartości – „evanescence” oznacza coś efemerycznego, krótkotrwałego i ulotnego, i taka też jest muzyka, bowiem kończy się szybciej niż człowiek zdąży ogarnąć to co właśnie usłyszał. Nad całością faktycznie unosi się jakaś ulotna magia, którą nie sposób całkowicie uchwycić, a same dźwięki często rozbrzmiewają gdzieś w tle, czy wkradają się na pierwszy plan, po czym szybko znikają w otchłani. Taki opis może brzmi i dziwnie, ale tak w dużej mierze skonstruowany jest ten album. Fundament większości utworów stanowi repetytywny i subtelny bas, który pulsuje na najniższych rejestrach, wsparty również powtarzalnymi, hipnotyzującymi rytmami (przy okazji też świetnie zaaranżowanymi). Oba te czynniki powodują, że numery mają zwarty i niemal chwytliwy charakter, ale to co stanowi o głównej sile tego albumu to to, co dzieje się w tle – mówię tu o wszelkiej maści zmodyfikowanych samplach wrzucanych tu i ówdzie, dźwiękach, które przepływają z jednej słuchawki, przez każdy kanał słuchowy do drugiej. Jeśli do tego dodamy udział Jamesa Plotkina (kolejna ikona podziemnych eksperymentów muzycznych), który swoją charakterystyczną grą na gitarze wkręca jakieś strzępy psychodelicznych melodii i przestrzenne partie syntezatorów, zapętlonych i pobrzmiewających gdzieś na drugim planie, to będziemy mieli mniej lub bardziej wyrazisty obraz tej surrealistycznej otchłani, którą otwiera w głowie muzyka zawarta na Evanescence. Inna sprawa to wokale, które pełnią tutaj raczej funkcje ozdobnika, i również posiadają swoistą, psychodeliczną wibrację i idealnie dopełniają resztę.

Cały album to mroczna, momentami „noirowo” brzmiąca muzyka, która oddziałuje na ciemniejszą stronę ludzkiej psychiki, chociaż kilka kontrastów nastrojowych się pojawia wzdłuż całości, jak np. wprowadzający nutkę strachu i grozy Silver Rain Fell i następujący po nim „ciepły” i bardziej pogodny Light Trap. Podobnie w przypadku sąsiadujących ze sobą tajemniczego Dreamspace i egzotycznego Exodus, który jest też moim faworytem na płycie – ten sielsko płynący utwór, czerpiący w pewnym stopniu z muzyki plemiennej , najsilniej ze wszystkich wprawia mnie w stan odurzenia i daje poczucie odpływania. Ale reszcie podobnej siły oddziaływania nie można odmówić, bo każda kompozycja jest skąpana w gęstym, psychodelicznym sosie, i mimo tych kilku kontrastów jest bardzo spójna. Także ten… polecam.

It was just a hallucination

Posted in Scorn with tags , , , on 11 lutego, 2012 by pandemon777

SCORN – VAE SOLIS (1992)

 

1. Spasm

2. Suck And Eat You

3. Hit

4. Walls Of My Heart

5. Lick Forever Dog

6. Thoughts Of Escape

7. Deep In – Eaten Over And Over Again

8. On Ice

9. Heavy Blood

10. Scum After Death (Dub)

11. Fleshpile (Edit)

12. Orgy Of Holiness

13. Still Life

Birmingham to miasto położone w Wielkiej Brytanii, i które może pochwalić się faktem, że pochodzi stamtąd ikona i protoplaści muzyki metalowej, Black Sabbath. Ale czy tylko? Otóż nie, bowiem również stamtąd pochodzą też jedni z pionierów gitarowej ekstremy, czyli grindowcy z Napalm Death. Przez szeregi tego zespołu przewinęło się wielu muzyków, którzy postanowili spróbować sił w innych projektach i zespołach, i którzy grunty muzyki ekstremalnej potrząsnęli nie raz i nie dwa – począwszy od Billa Steera (założyciela Carcass), przez Justina Broadricka (m.in. Godflesh, God, Ice, Techno Animal, Head Of David, Fall Of Because, etc.) aż po Micka Harrisa (m.in. Extreme Noise Terror, Painkiller, Lull) i kilku innych.

Scorn został powołany do życia we wczesnych latach ’90 i wówczas, na samym początku istnienia tego projektu składał się z trzech członków Napalm Death, którzy nagrali również stronę A debiutu Napalmów, Scum. Tymi ludźmi byli właśnie Justin Broadrick, Mick Harris i Nicholas Bullen. Scorn z czasem stał się jednoosobowym projektem, na czele którego stanął Mick, porzucając wszelkie bariery i ograniczenia poza własną wyobraźnią, eksperymentując na wielu polach muzycznych, głównie związanych z elektroniką (ambient, dub, trip-hop, etc.), przy okazji też odcinając się od metalowych korzeni. No, ale przejdźmy do Vae Solis, albumu, który dla mnie wciąż mimo wielu odsłuchów stanowi tajemnicę.

Okładka (wedle informacji, które znalazłem gdzieś w czeluściach internetu) powstała w wyniku połączenia dwóch nałożonych na siebie fotografii medycznych – jedno z nich to otwarte, skażone chorobą gardło, drugie zaś to komórka rakowa, powiększona pod mikroskopem. Co do tytułu, to interpretacji jest wiele i ciężko tak naprawdę powiedzieć co dokładnie oznacza. Niektórzy tłumaczą go jako „Biada osamotnionym”, inni jako „Czarne słońce”, a jeszcze inni, jeszcze inaczej. No cóż, może kiedyś znajdzie się jakaś jednoznaczna odpowiedź. A jaka jest muzyka? Jestem skłonny stwierdzić, że to jeden z najbardziej oryginalnych albumów na scenie metalowej, eksperymentalny, odważny, bogaty stylistycznie, chociaż jednocześnie niebywale spójny. Zaczyna się szaleńczym, epatującym pierwotną dziczyzną Spasm, który na otwarcie albumu jest jak znalazł. Wpływ wczesnego Discharge jest tu wyraźnie słyszalny, chociaż potraktowany w unikatowy sposób. Zresztą patentów zaczerpniętych z twórczości prekursorów hardcore, znajdzie się po drodze jeszcze kilka we fragmentach świetnych Hit czy Walls Of My Heart. Ogólnie pierwsze cztery utwory w stosunku do reszty brzmią całkiem chwytliwie, również masywny walec w postaci Suck And Eat You brzmi bardzo „groovy”. W dalszej części Vae Solis panowie zwalniają tempo, i album przeradza się w mozoloną, bardziej eksperymentalną i psychodeliczną jazdę. Nie omieszkałbym zwrócić uwagi na mojego faworyta na całej płycie – On Ice. Ten dubowo-plemienny numer niemal w całości oparty jest w zasadzie na powtarzalnym, prostym rytmie, ale jestem w stanie go słuchać bezustannie. Urzeka mnie jego rytualny klimat, ta specyficzna, wwiercająca się w głowę gitarowa gra Broadricka, ten monotonny, umiarkowany rytm. Istna hipnoza, atmosfera czającej się zewsząd grozy, zresztą kto posłucha ten zrozumie o czym mówię.

Sądzę, że nie ma sensu opisywać każdego numeru po kolei, nie wiem jednak też jak krótko i zwięźle podsumować całość. Mogę jedynie dodać, że każdy element tej płyty uwielbiam – od brudnego i surowego brzmienia, przez charakterystyczną grę gitary, operującej na niekoniecznie przyjaznych dla ucha harmoniach, kończąc na tajemniczej i wrogiej atmosferze, w której Vae Solis jest spowity w całości. To fenomenalny album i jeden z najlepszych w dwudziestoletniej karierze Scorn. Amen.

%d blogerów lubi to: