EDIT – CERTIFIED AIR RAID MATERIAL [2007]
1. Questions
2. Battling Go-Go Yubari in Downtown L.A.
3. Artsy Remix (feat. The Grouch)
4. Certified Air Raid Material
5. Night Shift (feat. Abstract Rude)
6. Straight Heat
7. The Sirens
8. Back Up Off the Floor Pt. 2 (feat. The Grouch)
9. Fire Riddim
10. If You Crump Stand Up
11. Crunk de Gaulle (feat. TTC, Busdriver & D-Styles)
12. Parting Shot
W trzy lata po wydaniu debiutanckiego Crying Over Pros For No Reason, ediT wydał swój kolejny materiał zatytułowany Certified Air Raid Material. Jakież było moje zdziwienie, gdy posłuchałem go po raz pierwszy – istny zwrot o 180 stopni a zarazem pozostanie w ramach tej samej stylistyki. Na początku nie mogłem się do tego przekonać, jednak powróciwszy po jakimś czasie do tego albumu, pojąłem jego wielkość. Naprawdę chylę czoła przed panem Edwardem Ma za to, że był w stanie wydać tak bliskie, a zarazem tak dalekie od siebie twórczości i obie na naprawdę wysokim poziomie.
Jak ten album ma się do Crying…? Prosta odpowiedź – nijak. Z nastroju tamtego krążka nie pozostało kompletnie nic, ten album jest dużo bardziej pozytywny i hmm… bardziej imprezowy. Owa imprezowość wynika w sumie z dużej liczny gości zgromadzonych w jednym miejscu. Praktycznie w każdym kawałku można usłyszeć kogoś innego, a klamrą spinającą to wszystko w zgrabną całość jest nie kto inny jak Edward Ma, który odpowiada za warstwę muzyczną albumu. Muszę przyznać, że wybronił się i po raz kolejny udowodnił, że jest bardzo utalentowanym producentem. Doskonale dopasował swoją połamaną i pourywaną stylistykę do hiphopowych rytmów. Należy zaznaczyć, że mimo, iż temu krążkowi dużo bliżej do hh, to ediT tworzy podkłady-połamańce, którym niewiele brakuje do tych znanych z Crying…
Ten album to całkiem ciężki orzech do zgryzienia na początku, szczególnie jak ktoś uwielbia debiut (czyli np. ja), ale po jakimś czasie można się przekonać i czerpać radość ze słuchania Certified Air Raid Material. Jest to na pewno krążek całkiem inny od poprzedniego. Czy to dobrze czy to źle – oceńcie sami. Z jednej strony szkoda, że nie dostaliśmy kolejnego tak emocjonującego krążka jak Crying…, a z drugiej, przeskoczenie tego albumu graniczyłoby z cudem i albo dostalibyśmy krążek absolutnie genialny albo odgrzewanego z innymi przyprawami kotleta. A tak dostaliśmy coś bardzo odmiennego stylistycznie, ale to nadal kawał dobrej muzyki (chociaż osobiście wolę poprzednika 😉 ).